Czasem warto wdrapać się na górkę, obok której zawsze się lekceważąco przejeżdżało; odkryć, że widać z niej widok nasz codzienny z zupełnie innej perspektywy. Usiąść w wysokiej trawie, sprawdzić, czy na dnie termosu nie została jakaś osamotniona ostatnia kropla kawy.
W drodze powrotnej zgubić ścieżkę i znaleźć się w środku oceanu kłujących krzaczorów. Westchnąć z rezygnacją, poprosić, czy mogłyby się nie czepiać, ostatecznie ty tu w przyjaznych zamiarach, pofantazjować o maczecie. Jakoś zawrócić, trzy razy nadłożyć drogi, w końcu znaleźć ścieżkę zupełnie nie tam, gdzie się ją zostawiło.
K. mówi, że pewnych ścieżek się nie gubi, one po prostu zarastają zaraz za twoimi stopami.



Skomentuj