Wczoraj w okolicach 22.30 po raz pierwszy udzieliłam się w barze karaoke. Z duma informuję, że poszło znakomicie – bez żadnych przygotowań, zaledwie po dwóch drinkach i jedynie z niewielkim wsparciem chórku współpracowników udało mi się wykonać najgorsza wersję ”Jolene’ w historii barów karaoke. Duma i wzruszenie.
***
Uczciwy znalazca mojego głosu proszony jest o niezwłoczny kontakt. Wszystko wskazuje na to, że głos został zgubiony zeszłej nocy w okolicach lokalu karaoke o znakomitej drugorzędnej reputacji. Dzięki feralnemu lokalowi miałam jednak szczęście zobaczyć mityczne w południowej Walii zjawisko opadu śniegu. Śnieżyło tak sobie niebiańskim spokojem, w świetle latarni, w środku nocy, i wszyscy uczestnicy karaoke wybiegli, tzn. wyszli ostrożnie malowniczym zygzakiem przed lokal, zakrzyknęli awwww i z jakieś przyczyny zaczęli sobie wpadać w ramiona i wystawiać języki żeby łapać ten śnieg i w ogóle zrobiło się jakoś tak, nie wiem, miło chyba.
A teraz jest tak jak na zdjęciu; i jeszcze ktoś by mi skoczył do Lidla po sok pomidorowy i aspirynę
***
Skomentuj