Hotel ze śladami dawnej świetności znajduje się na końcu drogi, w małej wiosce przykrytej płaszczem drzew bananowych. Wielkie okna wychodzą na Atlantyk; mężczyzna w białym ma zachody słońca tylko dla siebie. Jedyne dźwięki jakie słyszy w nocy to szum oceanu i cykady. Niebo ugina się od gwiazd. Podziwia niekończące się konstelacje leżąc na plecach na zaciemnionym tarasie widokowym, z papierosem w jednej i zapalniczką z drzewa korkowego w drugiej dłoni. Przypomina mu się film, w którym stara cyganka stawia komuś tarota; widząc śmierć, uśmiecha się i mówi przed tobą ekscytująca podróż.
Któregoś wieczoru wracając z lokalnego casa de vinhos zauważa tę parę idącą kilkadziesiąt metrów przed nim. Latarnie otaczają ich ciepłym światłem, ale w nich samych jest chłód. Nie trzymają się za ręce, nie rozmawiają; utrzymują dystans, może bezwiednie. Ona idzie lekko kołysząc biodrami, jakby tańczyła; zahipnotyzowany nie może oderwać oczu od białej spódnicy prześwitującej w światłach przejeżdżających od czasu do czasu samochodów. Mógłbym tak iść za nią latami. W jej rytmie.
Te dwie rano, tamte trzy po południu, ta na noc i proszę pamiętać, żeby porządnie popić. Nie wolno sobie lekceważyć. Proszę być w kontakcie.
*
Przygląda się Drodze Mlecznej, kątem oka dostrzegając spadającą gwiazdę. Taki paradoks. Wszyscy cię widzą, ale tak naprawdę ciebie już dawno nie ma. Podmuch wiatru znad Atlantyku unosi w dal popiół z papierosa.
Przed tobą ekscytująca podróż.
___________
Dla Margarete Nazarczuk, gdziekolwiek jest. Zdjęcie jej autorstwa.
Skomentuj