Najfajniejsze w kwestii zimy są skutki uboczne. Np. ten moment, kiedy wchodzisz skostniały do pomieszczenia i ktoś wkłada ci w zmarznięte dłonie kubeł gorącej herbaty z cytryną. Kiedy skrobiesz zmarzniętymi dłońmi szron z samochodu o siódmej rano, a potem wsiadasz do już nagrzanego wnętrza, przykładasz dłonie do dmuchawy, w radiu cicho brzdęka Cohen, a za oknem rozlewa się różowozłoty wschód słońca. Kiedy wracasz do domu przeżuty i wypluty przez codzienność, dom jest zimny jak lodówka na Antarktydzie, a w łazience już paruje gorąca kąpiel. Kiedy idziesz w góry, a zbrązowiałe trawy i oszronione pajęczyny podświetla takie ostre zimowe słońce; potem to samo słońce ogrzewa ci plecy. Kiedy schodzisz z góry, która dała ci popalić arktycznym wiatrem, a za rogiem nagle ktoś postawił kafeję i pani na twój widok natychmiast nalewa wielki talerz parującej zupy kalafiorowej, co miała być na party po południu, ale przecież nic się nie stanie jak trochę.. ❤
Z takiej perspektywy jakoś lepiej to wygląda, c’nie?
Tego postaram się trzymać. Choć ilość przekleństw rzucanych pod adresem zimna chyba i tak nie zmaleje.
PolubieniePolubione przez 1 osoba