Ania: Dzień dobry, przybyłam do was w tę piękną środę po swoją comiesięczną od lat porcję dragów. Oto moje dane osobowe na wszelki wypadek ładnie wykaligrafowane.
Pani Aptekowa: niestety nie ma twoich dragów (comiesięcznych), nie dostaliśmy (comiesięcznej) recepty z przychodni.
Ania: delikatny zonk.
Pani Aptekowa dzwoni do przychodni. Już wiem oznajmia radośnie, masz zrobić badania krwi, więc wstrzymali.
Ania: zonk. Robiłam 3 tygodnie temu, lekarz powiedział, że ok i bez zmian.
Pani Aptekowa: no to musisz do nich zadzwonić, sorree luv.
Ania dzwoni. 10 minut dzwoni.
HALO PRZYCHODNIA, i cóże mogę dla ciebie uczynić? Odbiera w końcu radośnie Pani Przychodniowa.
Ania: receptę żeście wstrzymali. Inwigiluję przyczynę.
Pani Przychodniowa: oh. Oh. Right. Dane osobowe? Ok. Komputer mówi, że apteka nie pobrała od nas recepty w tym tygodniu. Musisz pogadać z apteką, konkluduje radośnie.
Ania: zonk. Właśnie gadałam z apteką, a apteka z wami. Podobno mam zrobić badania krwi.
PP: oh. Oh. Yeah. Moment. Taaak.. Komputer mówi, że 3 tygodnie temu miałaś zrobić badania krwi i nie zrobiłaś.
Ania: zonk. Zrobiłam. Nawet obgadałam z lekarzem. Na stówę.
PP: oh. Oh. Right. Ok. RIGHT! Komputer mówi, że tak właśnie było. No tak. Receptę dostarczymy do apteki w piątek. Arajt? Kończy PP entuzjastycznie.
Ania: zonk.
. . .
Wchodzi Ania do apteki w sobotę rano, na wszelki wypadek dając im ekstra dzień na transfer tej recepty co miała być w piątek. Podaje Panu Aptekowemu karteluszek z pięknie wykaligrafowanym nazwiskiem. Pan Aptekowy grzebie w stosach recept, zagląda na półkę, wklepuje coś do komputra, znów zagląda na półkę, po czym wraca z pustymi rękami i oznajmia radośnie, wygląda na to, że już odebrałaś swoje leki w środę.
Zonk zonk zonk zonk kurwamać zonk i Ania wizualizuje przepuszczanie kostek lodu przez swój gotujący się krwioobieg. Oddycha głęboko trzy razy, mówi, że. nie. nie. serio. nie. naprawdę. nie. Po czym opowiada, co zaszło w środę.
Acha. Pan Aptekowy wraca do półki, gmera, szeleści, stuka, puka i wraca z dragami. Znalazłem, cieszy się.
Alleluja.
Kurtyna.
O rany! Nie wiem czy smiac sie czy plakac bo mialam kiedys prawie identyczna sytuacje 😀
PolubieniePolubienie
Ja mam wlasciwie co miesiac 😀
PolubieniePolubienie
Haha, u nas tez to samo:) Ale nawet zloscic sie na nich nie da, bo to wszystko takie netuzjastyczne:)
PolubieniePolubienie